sobota, 27 lutego 2010

Kosa w talerzu - reaktywacja




„Dlaczego?”- czyli oczko się tłumaczy ;)

Kosa w talerzu, jak nie każdy mógł wiedzieć, pierwotnie była blogiem zupnym. Tak, właśnie! – była. Funkcjonowała prawie rok. Powstała (14.10.2008) na 1-sze urodziny Historii Kuchennych (które już nie istnieją, bo oczko w przypływie życiowych zawirowań je skasowało). Przez prawie okrągły rok (bez mała miesiąca) na Kosie warzyły się zupy wszelakie, sam blog był zaś suplementem do wspomnianych Historii. A potem – ciach! Całe szczęście blogspot ma taką cudowną opcję, jak przywracanie bloga usuniętego. Skusiłam się na to. Ale ponieważ przed skasowaniem bloga, usunęłam wszelkie notki, tym samym nie jestem już w stanie odtworzyć ani przepisów, ani opowieści dziwnej treści „Zakoszonej Pogodynki”, „Działu Modnej Kosy”, ani „Wynurzeń Redaktor Zakoszonej”. Zostały mi tylko zupne zdjęcia...

Miałam natomiast marzenie... posiadania fotobloga. Po rozmowach podczas maskarad z Mistrzuną i Lipką stwierdziłam, że mój warsztat nie jest idealny. I nie w każdej dziedzinie się odnajduję. Nie potrafię fotografować architektury, ludzie mnie onieśmielają, kiedy widząc, że robię im zdjęcie próbują pozować. Natomiast na akty porwałabym się tylko wtedy, gdybym była... mężczyzną ;) Jestem kobietą – więc, hmm... to poletko odpada ;)
Lubię skupiać się na szczególe, a przede wszystkim lubię patrzeć na jedzenie i je jeść. Tym samym po uczcie lubię też sobie rzucić oko na wspomnienie tego, co zjadłam – fotografię. Daleko mi warsztatowo do zdjęć (z food-blogowego poletka) m.in.: Polci, Małgoś, Truskawki, Trufelli, Eli, Bei, Agnieszki z nad Atlantyku, czy Komarki (i jeszcze kilku innych foodblogerek – tutaj sami sobie dopowiedzcie odpowiednie nicki). Ale jak wspomniałam – miałam marzenie ;)

Zmotywowała mnie ostatecznie Lipka podczas ostatniej maskarady. Stwierdziła, że mogłabym założyć bloga ze swoimi zdjęciami. Pomyślałam, że to rzeczywiście niegłupi pomysł. Potem jednak zastanowiłam się: „Mam mnożyć kolejny blogowy byt? Kiedyś się w tym pogubię.” Ale podczas bezsennej nocy wpadła mi myśl, aby zmienić koncepcję Kosy pozwalającą wcielić marzenie w życie ;) Tym samym przeszłam gładko do czynów. W międzyczasie dokonałam szablonowych zmian i ogólnego pomysłu. Fotokosa to niejako wypadkowa kilku, luźno, baaardzo luźno powiązanych inspiracji:

- kilku - minutowym programem na kuchni.tv Amaro Modesta, tudzież jego książką,
- fotografiami Phillipa Toledano, a w szczególności tym zdjęciem stolicznym z serii zdjęć work – office- recession „Bankrupt”,
- oraz muzealną ciszą w połączeniu z gwarnym wernisażem.

Nie doszukujcie się w tym punktu wspólnego – nie ma go. Że się powtórzę - to baaardzo luźny zbitek kilku inspiracji.

Część zdjęć będzie zapewne znana z: Historii, Kosy (pierwotno – zupnej), Pasty lub Bełkotów. Wybaczcie moją wtórność ;) Czasami można się rozwinąć tylko wracając uprzednio do źródła ;)



Tytuł, obraz i cisza. Okołokulinarna fotokosa na start! :)

40 komentarzy:

  1. 3mam kciuki za rozwój Kosy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. a wiesz zawsze mi się marzył taki "bełkotliwy kotek" prowadzący do serca mego żołądka;):) zwłaszcza że dzisiaj zupnie czarnuszkowo :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Cozerko--->dziękuję! Oby mocno! :)))

    Michrówku--->"do serca żołądka" - podoba mi się :)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajna fotka, bardzo fajna :)
    A Amaro Modest to lepiej wygląda nie na żywo ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie na żywo - czyli jak? :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. NO to już nie mogę się tych fot doczekać. Prawdę mówiąc, ja też marzę o fotoblogu, ale to chyba musi jeszcze trochę poczekać. Póki co, mogę marzyć patrząc na Twoje osiągnięcia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tylko jak to pisał Lec, a mawiał Pewien Smakosz: "nie obiecuj sobie zbyt wiele... po końcu świata ;)"

    OdpowiedzUsuń
  8. No to jestem już Matką Adopcyjną, a teraz co - Matka Inspiratorka? Hihihi, zaraz do zakonu pójdę :D

    Łap te kadry, zapisuj je tu, ucz się i szalej ze swoim szklanym oczkiem i niech Ci to idzie na zdrowie :)
    Buźka i mocno trzymam kciuki - i za dzisiaj i za każdy następny ... dzień :***

    OdpowiedzUsuń
  9. fiu, fiu... bym powiedział.
    Tylko co do aktów się zgodzić nie mogę. Kobiety fotografki robią bardzo często duuużo lepsze akty niż faceci... ale jeśli nie, to może będziesz robić męskie akty? :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze pan Robert prawi, Oczko za akty się bierz, nie tylko prawne :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Lipka--->powiedziałabym bardziej...Matka Natchniona ;)))

    Gutku--->ale wiesz... gdybym była mężczyzną mogłabym się przy okazji zachwycać tym, czego nie mam. A ponieważ jestem kobietą, no to mam ;) No i pętelka ;)

    Lipka--->wuaśnie ja teraz na prawne rzucam oko ;))

    OdpowiedzUsuń
  12. "I po jakiego grzyba oczko pisałaś o tych aktach?" ;)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Może jednak skupmy się na jedzeniu? Kosa już się określiła, co do tego ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. O, dobra reaktywacyjna wiadomość.

    A może zrobić tak, żeby były i akty, i jedzenie? Gołe chłopy prezentujące papu? Na ten przykład przystojny model bez gaci z michą flaków. A jak nie będzie modela na podorędziu, a za to w lodówce będą puchi i zrobi się zupa ze szmalcu z ogórkiem kiszonym i sałatą pleśniową, to ta zupa będzie aktem rozpaczy, czy nie tak, co? No jakiś rodzaj aktu to to jest. Jest skupienie na jedzeniu, jest akt. Choć mało męski ten akt, fakt.

    OdpowiedzUsuń
  15. Fakt! Cóż to za akt! Akt rozpaczy swoją drogą, zwłaszcza, że ta rozpacz wynika miejscami z czytania akt i braku czasu na papu, ale... Mam już pomysł! Nakarmię Wasz męski apetyt na akt ;) Przy następnej odsłonie, haha ;))

    OdpowiedzUsuń
  16. Dobre! Antoni znalazł złoty środek!
    Ale coś mi się nie wydaje żeby przeszło... zwłaszcza ten z flakami... :)

    OdpowiedzUsuń
  17. O, to i ja czekam z moim "męskim" apetytem na ten akt :D

    A tymczasem spuchło mi oko i widzę wszystko przez mgłę, chodzę z obrączką przy oku i zastanawiam się jak długo jęczmień może trzymać :/

    OdpowiedzUsuń
  18. Gutku--->nie rozpędzaj się zanadto. Flakami na razie nie dysponuję, ale aktem owszem ;)

    Lipka--->potrzyj złoto najpierw o ubranie, albo coś, co by ciepłe było. Słyszałam też, że można rumiankiem przemywać, ale Misiek nigdy tego nie robił, więc nie wiem, czy działa. W każdym razie lecz go, bo aktu nie zobaczysz ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Bo każdy narząd ma w swym jestestwie swe serce i duszę samo w sobie a "SERCE" tak niby głębokie a jednak puste. Nastrajasz mnie :-). Serwuj tak dalej takie zdjęcia i pyszności a nie wiem co ze mnie wyrośnie i co ze mną poczniesz :P;):)

    OdpowiedzUsuń
  20. Chyba się boję, bo począć wolę z mężczyzną ;)))

    Ale sercem na zdjęciu podzielić się mogę ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. rany jest Kosa, jeeeeeeee!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  22. Rosnę w sobie przez taki entuzjazm :)

    OdpowiedzUsuń
  23. rosnij, wzrostu nigdy za wiele :-)

    OdpowiedzUsuń
  24. i to obie troszke, nie :-) ale nie jest najgorzej...

    OdpowiedzUsuń
  25. Małemu czasem łatwiej ;) I mniej materiału potrzeba ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. zdecydowanie, chyba kazdego materialu, nawet nie potrafie znalezc wyjatku :-)

    OdpowiedzUsuń
  27. Czyli ekonomiczne modele z nas - jakby nie było ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. tak wies, pomyslalam tylko ze ciepla to tyle co wielkoludy potrzebujemy :-))

    OdpowiedzUsuń
  29. A tak! Dobrze mówisz. Jakieś ciało grzewcze by się mi przydało,a nie ma ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. tego ciala i Tobie zycze Oczatko!

    OdpowiedzUsuń
  31. Się kiedy jakie znajdzie - pewnikiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  32. to trzymam kciuki i nie puszczam, a moze to ciut pomoze...

    OdpowiedzUsuń
  33. Czas pokaże, Basia! Ale trzymaj, trzymaj :) Przyda się ;)

    OdpowiedzUsuń