Wszystko zaczęło się od Jagódki, znaczy Basi. Rzuciła hasło, że będzie na kajakach, więc
Kumoterstwo może przybyć na północny wschód w okolice Augustowa, celem wspólnego rozwijania rozmariana, i to wcale nie wirtualnego. Po deliberacjach został ustalony termin, miejsce i skład – prawie pełny:
Buru - kajakiem,
Moni - transportem mieszanym,
Tosiek z Czesławem - na traktorze i oko - ciapongiem. A do wyżej wymienionych dodatkowo jeszcze bardzo wesołe towarzystwo kajakarzy wraz z latoroślą - bardzo żywotną, warto zaznaczyć ;)
Program był bardzo napięty: budowanie zamków z błota, tudzież uskutecznianie innych piaskowych knedli, kąpiel w Czarnej Hańczy, jagodowe zbieractwo leśne, rozpalanie ogniska, obalanie porzeczkówki (Basia, dziękuję), wiśniówki, agrestówki i jeszcze czegoś (niech Tosiek oświeci, fakt, faktem – mocne było) no i
mafia! Moni i ja to miastowe babki, to wiadomo od razu, natomiast nikt się nie spodziewał kurtyzany z zarostem. No i cattanim była kobieta – anioł po prostu. Nawet testament spisała ;)
Dopisała pogoda, humory i niespożyte siły witalne bardzo małej młodzieży.
Było fajno, zatem raz jeszcze cmok, cmok!
Podpisano: Ciocia Gosia ;)